Wielce ciekawa jest analiza sytuacji tego segmentu polskiej sceny politycznej, który obejmuje ugrupowania pozaparlamentarne a przedłożona nam przez Sz. Autora.

Jak wiemy, po 1989 roku Polska dostała w spadku po PRL jej mechanizm wyborczy. Pewna kosmetyka dokonana przez Ojców Założycieli III RP na potrzeby nowych czasów nie naruszyła „jądra” socjalistycznego mechanizmu. Jest nim podmiotowość partii XYZ et cons. a nie podmiotowość Suwerena, tak jak być powinno w państwie demokratycznym.

Zatem partie „parlamentarne” spokojnie korzystają z ww. dziedzictwa PRL niejako a priori natomiast „ugrupowania pozaparlamentarne” (UPP) muszą czynić niezłe wysiłki aby ten stan zmienić.

W związku z tym działania konsolidacyjne czynione przez Antypartię to dobry ruch. Niemniej to za mało. Bowiem cały czas – jak miecz Damoklesa – wisi nad UPP peerelowski wirus alienacji elit politycznych od obywatela wyborcy, widoczny zresztą nad całą sceną polityczną III RP.

Aby ww. wirusa częściowo zneutralizować, nie posiadając sił i środków jakimi dysponują ugrupowania parlamentarne, konieczne jest działanie na poziomie samych UPP, bo to tylko mogą ww. ugrupowania zrobić. A to jest możliwe. Wystarczy skopiować mechanizm wewnątrz partyjny jaki funkcjonuje w Zjednoczonym Królestwie. Sz. Autor zna go bardzo dobrze i ponadto sam uważa angielski system wyborczy za wzorcowy dla Polski, co zresztą znalazło swoje odbicie w Statucie Antypartii. Dlatego dobry kierunek wybrała Antypartia dzieląc swoją strukturę na 41 okręgów. Niemniej w przypadku „wiodącego” ugrupowania politycznego (WUP) – dla potrzeb samego procesu wyborczego w skali całego kraju - aż się prosi o jego roboczy podział na 460 „podokręgów” odpowiadający 460 mandatom, po 2 kandydatów do sejmu z każdego. Nie tylko teoretyczny podział ale i praktyczna jego realizacja. Przecież te 2 osoby są w stanie samofinansować swoją kandydaturę w rodzimym „podokręgu” wyborczym. Jeśli poprzednie zdanie jest nie prawdziwe to cała robota ś.p. prof. Jerzego Przystawy, który był mentorem i propagatorem angielskiego rozwiązania wyborczego, idzie na marne.

Co więcej, podział na 460 podokręgów wyborczych to czytelny sygnał do wyborców o trafianiu UPP pod strzechy.

Moim zdaniem WUP winno mieć tylko jeden program:

„dobro wspólne wszystkich obywateli”, który pochodzi z zapisu art. 1 Konstytucji. Przeciętnemu wyborcy to  wystarczy a na dodatek skutecznie zablokuje rozgrywki między „kanapowe” a la polacca.

Przecież statutowe cele każdej partii, będącej sygnatariuszem WUP, muszą być zgodne z prawem tj. zgodne z Konstytucją. Ich przedstawiciele, którzy zasilą „jeden rejestr osób” – kandydatów to tylko część owych 920 dusz figurujących na listach wyborczych (min. 30 % płci nadobnej) i to z niepewną szansą na sukces elekcyjny. Drugą, prawdopodobnie większą część zasilą sympatycy „antysystemowi”, np. samorządowcy (RP ma 314 powiatów i 66 miast na prawach powiatów).

Życzę powodzenia na tym niełatwym ugorze politycznym i to w warunkach patologicznego mechanizmu wyborczego.